Gdy limuzyna okazuje się przesadą!
Zwykle wszystko mamy dopięte na ostatni guzik, jednak zawsze obawiamy się, że coś może się nie udać... ale raczej spodziewamy się, że będzie to nasza wina: potkniemy się na schodach, nabawimy się odcisków zanim jeszcze dotrzemy na wesele, zapomnimy dokumentów albo świadek zgubi obrączki. Cóż, często jednak to los płata nam figle, albo tak zwane złośliwe rzeczy martwe.
Oczywiście, nikomu tego nie życzę, ale o kilku ciekawych okolicznościach ślubnych słyszałam i chętnie Wam o nich opowiem. Nie martwcie się – to się rzadko zdarza! A na pocieszenie powiem, że bardzo szybko nadchodzi ten moment, kiedy uznajemy to za śmieszne i sami opowiadamy to jako anegdotę na wszystkich możliwych spotkaniach. Nie wspominając już nawet o tym, że za wiele lat dzieci i wnuki będą słuchały tego z rozdziawionymi buziami :)
Opowiem o jednej takiej wpadce...
Jestem przekonana, że Państwo Młodzi pluli sobie w brodę, że nie poszli do ślubu pieszo. Co tam, że do kościoła daleko, a buty Panny Młodej miały dwunastocentymetrowy obcas?! Zupełnie nie wiem, po co płacić tyle kasy za limuzynę, która sprawia problemy...
Wyobrażacie sobie w tej chwili piękny, biały i długi samochód, który staje na poboczu, włącza światła awaryjne, a kierowca w garniturze próbuje go naprawić? To byłoby całkiem znośne... ale wcale nie tak potoczyła się ta historia!
Co zrobić, gdy wsiadacie do limuzyny pod domem i w drodze do kościoła okazuje się, że limuzyna jest ZBYT wypasiona i nie mieści się na zakrętach?!?!
Wyobraźcie sobie teraz ten stres, kiedy zmierzając na ślub okazuje się, że limuzyna nie przejedzie i trzeba szukać innej drogi. Takie nerwy szybko miną i niedługo będziecie się z nich śmiać pod warunkiem, że kolejna trasa okaże się szczęśliwa. Jednak im dłużej będziecie krążyć tym trudniej będzie Wam się uspokoić i nie stresować tym, co będzie potem.
Na szczęście wyjechaliśmy odpowiednio wcześnie do kościoła, ale mimo wszystko najadłam się strachu, że nie zdążymy, jeśli będziemy teraz się kręcić w kółko. Kamil udawał spokojnego, ale chyba tylko dlatego, że wyglądałam jakbym miała się rozpłakać, albo trzasnąć drzwiami i uciec! Za to już na weselu mieliśmy się z czego pośmiać!
Przy okazji własnego ślubu miałam podobny problem, ale na szczęście nie w dniu ślubu. Autokar wiozący gości nie miał szans zmieścić się pod mostem, jednak odkryliśmy to kilka tygodni wcześniej i po prostu zaplanowaliśmy inną trasę. Uniknęliśmy stresu, ale – jak sami widzicie – nie jest to odosobniony przypadek.
Warto więc zastanowić się wcześniej jakie niespodzianki mogą was spotkać. A jeśli sytuacja z wynajętym samochodem może okazać się równie kłopotliwa, może lepiej wybrać coś skromniejszego... Sama chyba wolałabym iść do ślubu pieszo niż pół godziny przed ślubem krążyć po mieście, bo moja wymarzona karoca jest zbyt wypasiona!!!
Zdarzyło Wam się coś podobnego? Opowiedzcie! :)